Sarah otwiera z rozmachem drzwi i zaciska zęby.
Odór z papierowej torby i
brud na wycieraczce jasno mówił, że Eddie Brock po raz kolejny zawitał
do swojego mieszkania po dorywczej pracy fotografa i tym razem przyniósł
ze sobą śmierdzącą niespodziankę, specjalnie o niej myśląc.
Kobieta wzdycha ciężko i
łapie w dłoń papierowy ręcznik, który stoi na półce przy wyjściu po to,
aby nie pobrudzić sobie dłoni psimi odchodami, które zbyt często
odwiedzały jej wycieraczkę. Chwyta ostrożnie torbę i podnosi,
przekraczając próg swojego mieszkania i błoto naniesione przez sąsiada z
naprzeciwka. Puka głośno w stare, drewniane drzwi i wywraca oczami,
kiedy słyszy dobrze jej znany głos, który informuje, że nie ma co się
spieszyć, bo się nie pali. Chwilę później w progu staje Edward Junior,
który z niesfornymi włosami zakłada poplamioną, prawdopodobnie sosem
BBQ, koszulkę. Przez krótką sekundę oczy Sarah wędrują do nagiego torsu,
po czym równie szybko wracają na pierwotne miejsce, kiedy głośne
chrząknięcie zwraca jej uwagę.
— Czego znowu chcesz,
słoneczko? — burczy i zakłada ramiona na klatce piersiowej. Porusza
głową do przodu i do tyłu, a Sarah dopiero wtedy dostrzega, że mężczyzna
lekko się chwieje, co nasuwało jeden wniosek: Brock jest podchmielony i
najwyraźniej w ciągu dalszym baluje.
A ona i każdy
mieszkaniec w tym cholernym bloku wie, że pijany Brock to wyznający
wszystkim miłość Brock, który z satysfakcją krzyczy w środku nocy przez
okno, że właśnie zalicza panią florystkę.
Sarah unosi rękę i
potrząsa torbą, zaś drugą wspiera na biodrze. Różowy szlafrok zsuwa się
lekko z lewego ramienia, pokazując kawałek męskiej koszuli w szkocką
kratę.
— Coś przez przypadek upuściłeś — mówi chłodno.
Eddie uśmiecha się drwiąco i unosi brwi.
— Naprawdę? Nie zauważyłem. Miło jednak, że zajęłaś się tą sprawą. A teraz wybacz, jestem właśnie zajęty.
— Niby czym? Staczaniem się, pseudo-reporterze?
Mężczyzna parska
śmiechem i opiera się umięśnionym ramieniem o ścianę. Jego nagie, duże
stopy znajdują się na szarej wykładzinie, która gdzieniegdzie ma
wyraźniejsze plamy i kępki sierści po psie.
— I kto to mówi? —
wysuwa język i zagryza go. Uśmiecha się szeroko, a w policzkach
pojawiają mu się delikatne dołeczki. — Swoją drogą, bardzo dobry film,
pani z budki od kebabu.
— Wiesz ty co, Eddie? Może byś tak wziął tą torbę i wsadził ją sobie głęboko w...
Przerywa im huk
uderzających drzwi o ścianę i towarzyszące temu, głośne beknięcie. Dłoń
łapie za szlufkę od szlafroka Sarah i przysuwa gwałtownie do siebie.
Zapach potu i papierosów unosi się na korytarzu. Eddie wywraca oczami,
kiedy na policzku Sarah zostaje wyciśnięty soczysty buziak, a długie,
splątane włosy opadają na jej ramię.
— Coś nie tak, skarbie? —
pyta mężczyzna i dociska lewą rękę do biodra. Głaszcze miękki materiał
swoimi szorstkimi od grywania na gitarze palcami.
Sarah mruga zaskoczona
nagłym przejawem czułości i uśmiecha się lekko, kładąc dłoń na policzku
swojego chłopaka. Wraca wzrokiem do krzywiącego się na twarzy sąsiada i
mówi:
— Wszystko w porządku, Scott. Informowałam Eddie'go żeby pogłośnił muzykę, bo może być naprawdę głośno.
Brock kręci głową i
zniesmaczony obserwuje, jak para znika we wnętrzu obskurnego mieszkania.
Zanim jednak postanawia się odwrócić, brązowa torba ze śmierdzącą
zawartością odbija się od jego torsu i upada na wycieraczkę, brudząc ją.
Unosi brwi i spogląda na kpiący uśmiech Chesterfield, której głowa
wystaje spomiędzy szpary futryny a drzwiami.
— Wydaje mi się, że to chyba twoje, Eddie. Lepiej będzie jak to posprzątasz — i zatrzaskuje drzwi.
Brock jęczy pod nosem i
wchodzi do mieszkania, wiedząc doskonale, że jedyne co tej nocy będzie
mu towarzyszyć, to irytujący śmiech sąsiadki, głośna muzyka i puszka
rozgazowanego piwa.
I nieudany żart, którego smród unosi się w powietrzu.
Jeżeli znajdziesz w tekście błąd czy nawet zwykłą literówkę, proszę, napisz mi o niej w komentarzu. To pomaga mi udoskonalić swoją pracę. Dziękuję!